Rzeźba, źródełko, Biruta, Kielce
Skąpana w słońcu rzeźba przy źródełku Biruty

Na początku był wstęp. I dalej tu jest

Obowiązkowym punktem zwiedzania Kielc jest źródełko Biruty znajdujące się na granicy Parku Miejskiego. Stoi przy nim rzeźba, która przypomina o powieści Syzyfowe Prace i miłości jej głównego bohatera Marcina Borowicza do dziewczyny zwanej właśnie Birutą. Książka pełna jest odwołań i analogii do prawdziwego życiorysu pisarza, a ten motyw miłosny opisuje niespełnione uczucie, jakim młody Żeromski darzył Helenę Skierską. Zamieszkiwała ona w nieistniejącym już dzisiaj domu naprzeciw źródełka.

Kilka lat temu tyleż baśniowa, co niebezpieczna przygoda spotkała tam pewnego znanego i lubianego przewodnika. Otóż swego czasu spacerował po Kielcach z grupą wesołych seniorów i prowadził ich powoli do źródełka, kiedy pojawiła się tam nieoczekiwana postać. A raczej jej magiczne odbicie…

Przygoda pod źródełkiem

Słońce, grzejące tego jesiennego dnia dość mocno, jakby zamigotało na moment, kiedy płynąca od strony ulicy Sienkiewicza efemeryczna zjawa uniosła się lekko nad chodnikiem, wyminęła gapiów i zbliżyła szybko do upatrzonej wcześniej osoby. Jeszcze kilka chwil i niespodziewający się niczego złego, idący z przodu mężczyzna padnie ofiarą Ducha, który krąży nieustannie w tym pełnym mocy i czarów miejscu. Już, już, prawie! Jeszcze tylko parę metrów i niecny zamiar się powiedzie! – Szykuj się na…

I wtedy prowadzącego grupę przewodnika coś tknęło, obrócił się w miejscu i zobaczył… Birutę.

Ta nagle zmaterializowała się pod postacią znanego koledze dziewczęcia. Zauważona spłoszyła się zupełnie tak samo jak dziecko, które planowało coś psotliwego, ale w ostatniej chwili zostało przyłapane na gorącym uczynku.

Roześmiane oczy dwojga znajomych spotkały się. Skończyło się na buziakach w policzek i wesołości, która ogarnęła tego bardzo znanego i lubianego przewodnika.

Koleżanka wyjawiła mu później, że chciała go zdekoncentrować i pocałować znienacka na oczach wesołej grupki seniorów, właśnie tam, w tym kojarzonym z miłością i spotkaniami zakochanych miejscu. A zrobiła to, by oprowadzani mogli poprzeszkadzać mu w opowiadaniu o uczuciach Marcina do Biruty, strojąc sobie z niego żarty i wymownie komentując na głos tego całusa. Po części tak właśnie się stało, choć gdyby nie nagłe przeczucie kolegi, powiodłoby się to psotnemu Duchowi w dużo większym stopniu.

Przewodnik rozejrzał się jeszcze, by pomachać na pożegnanie znajomej, ale ta zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.

Historii ciąg dalszy

Bohater tej opowieści, wyjawił mi później, że zdawało mu się, że widywał Ducha Biruty w innych miejscach związanych z bytnością Żeromskiego na Kielecczyźnie:

Spotykał go wędrując pasmami wznoszącymi się nad Doliną Wilkowską, gdzie leżą Ciekoty, ukochana miejscowość dziecięcych lat Stefana. Kiedy pewnego razu prowadził stamtąd grupę młodzieży na „domową górę” Żeromskiego – Radostową, zwiewna, dziewczęca postać pojawiła się na chwilę na szczycie. Spojrzała w dół w stronę zejścia nad przełom Lubrzanki, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu.

Niespodziewanie natknął się też na Ducha między starodawnymi drzewami, u progu Puszczy Jodłowej, którą pisarz rozsławił w poemacie pod tym tytułem, napisanym niedługo przed śmiercią.

Wydawało mu się także kilkakrotnie, że oblicze Biruty odbijało się w szybie autokaru, kiedy przejeżdżał z wycieczkami w pobliżu Krajna. Tam także przez pewien czas mieszkała rodzina Żeromskich.

Kolejne nieoczekiwane spotkanie

Zwierzeń tych wysłuchałem podczas jednej z wypraw rowerowych po gminie Strawczyn, gdzie krzyżują się drogi świętokrzyskich literatów. Wszak w Oblęgorku znajduje się pałacyk Henryka Sienkiewicza, a autor „Przedwiośnia” i „Wiernej Rzeki” przyszedł w tej okolicy na świat.

Zjeżdżając z Góry Siniewskiej minąłem zalew w Strawczynie i podjechałem pod tamtejszy kościół, żeby zobaczyć miejsce spisania aktu chrztu Stefana. Tuż przy świątyni stał mężczyzna w czerwonym przewodnickim kubraczku. Wyglądał na takiego, który czegoś szukał. A może raczej na takiego, który kogoś oczekiwał?

Gdy zagadnąłem kolegę co tu robi, ten wpatrując się w dal coraz bardziej nieobecnym wzrokiem, opowiedział mi wówczas powyższą historię, wyznając na koniec, że kiedyś zjawy wywoływały u niego lęki i myśli o egzorcyzmach. Teraz skłaniał się raczej ku wywoływaniu tego Ducha i nadziei na ponowne ujrzenie czarownego stworzenia.

Naraz łoskot, brzęk i trzask w pobliżu dzwonnicy przerwał snutą opowieść. Spojrzeliśmy szybko w tamtym kierunku.

Biruta nie pojawiła się jednak w tym miejscu. To kot, skacząc z kościelnego murku, potrącił leżącą na ziemi starą, blaszaną konewkę i wylał jej zawartość na chodnik.

Odjechałem powoli, zostawiając za sobą tego najbardziej znanego i lubianego przewodnika świętokrzyskiego, który nie zdołał wydobyć z siebie nawet jednego słowa pożegnania. Stał tam tylko wciąż patrząc na nieruchome już naczynie i płynącą po szarych płytach chodnika wodę, w której odbijały się nieśmiało promienie jesiennego słońca.

Galeria