
Zeszłoroczny Tydzień Kultury Języka polskiego w województwie świętokrzyskim przyniósł blogowy wpis o pięknie polszczyzny zawartej w nazwach miejscowych regionu. Zgodnie z daną wtedy obietnicą, w tym roku podzielę się moimi zachwytami nad nazewnictwem roślin rosnących w regionie.
Określenia, jakie ludność nadawała roślinom znajdowanym w lasach, na łąkach, polach czy bagnach, poza urokiem płynącym z ich formy, niejednokrotnie zdradzają nam do czego dany gatunek był używany, czy nie stanowił zagrożenia dla ludzi i zwierząt.
Również późniejsze wysiłki przyrodników w tłumaczeniu zawiłych łacińskich nazw na polski raz po raz sprawiały, że na mojej twarzy gościł uśmiech oraz podziw dla ich kunsztu i szacunku dla mowy ojczystej.
Ponownie zachęcam do zabawy i czytania pogrubionych słów na głos, tak by mogli je usłyszeć i powtórzyć nasi domownicy lub koleżanki, koledzy spotykani w tym roku… na internetowych wideokonferencjach.
Podejźrzony, ożędki groniaste i szakłaki
Na początek połammy sobie język na dwóch paprociach. Dosłownie byłoby to trudne, ponieważ to rośliny tak delikatne, jak i objęte ochroną, co skutecznie uniemożliwia nam ten sposób ich smakowania. Czytamy na głos: podejźrzon księżycowy i podrzeń żebrowiec.
Innym ciekawym mianem jest krowiziół zbożowy z rodziny goździkowatych, uznany do niedawna za wymarły w Polsce oraz inny przedstawiciel tej rodziny – mokrzycznik baldaszkowy.
A teraz wyzwanie – proszę powiedzieć szybko, bez zająknięcia: lnicznik drobnoowockowy. Udało się? Ja miałem problemy za pierwszym, drugim, trzecim razem… Co prawda popularniejszy drugi człon nazwy to drobnoowocowy, ale wtedy ćwiczenie byłoby zbyt proste. Lnicznik to rodzina kapustowatych tak, jak pieprzyca przerosłolistna i ożędka groniasta.
A oto różowate, a konkretnie określenie wskazujące na zastosowanie tego gatunku w lecznictwie – krwiściąg lekarski.
Róż, ale tym razem nie „rodzinny”, bo teraz przedstawicielka bobowatych, która ma kwiaty właśnie we wspomnianym kolorze, czyli cieciorka pstra.
Trującymi okazami wawrzynkowatych jest, prezentujący się na zdjęciu u góry, wawrzynek wilczełyko oraz wilczypieprz roczny. Oba chronione i w obu mianach odnajdujemy ludowe ostrzeżenie – tak jak od wilków należy trzymać się od tych roślin z daleka! Chyba, że robimy zdjęcie.
Nazwy tyleż ładne, co kojarzące się nieco negatywnie to np. krzew szakłak pospolity, roślina wodna wywłócznik kłosowy i leczący podagrę… podagrycznik pospolity.
A to feler!
– krzyknął seler…orowatych przedstawiciel, czyli przewiercień cienki. Roślina chroniona.
Kto nie przykładał liści babki na ranę, niech pierwszy… raz uczyni to może pięknie nazwanym okazem rodziny babkowatych właśnie, jakim jest rzęśl wiosenna. Innym członkiem tej rodziny jest, jak sama nazwa wskazuje, trujący i niejadalny konitrut błotny. Uważajmy więc na swoje źrebaki, rumaki, kobyły, kuce, araby, tarpany i na nas samych napotykając tę roślinę na swoich ścieżkach. Także dlatego, że objęta jest ona ochroną.
Rodzina zarazowatych! Gdybyśmy jeszcze mieli wątpliwości, czy jest jadalny szelężnik większy. Nie jest! Może niezbyt ładna nazwa rodziny psiankowatych, wskazuję na kolejną trucicielkę, którą jest bieluń dziędzierzawa. To miano trzeba przyznać jest już cudowne.
Po raz kolejny proszę szybko na głos – rząd szczeciowców, rodzina przewiertniowatych, wiciokrzew pospolity. Czy polskie zgłoski nie są fantastyczne?
I dalej bez zająknięcia łamacze zgłoskowe: rodzina kozłkowatych – ostrogrzbiecista roszpunka i kozłek dwupienny. Nie zatrzymujemy wyliczanki: drżączka średnia, strzęplica nadobna, szczotlicha siwa, oraz lecznicze biedrzeniec wielki i rdest wężownik.
Nic nie dodaje skrzydeł i mocy tak, jak nazwa rosnącego na murawach kserotermicznych m.in. Ponidzia dziewięćsiłu popłocholistnego. Znajdziemy tam również przegorzan kulisty.
Na koniec kilka roślin, których nazwy nie są trudne w wymowie, ale również potrafią zachwycić np. nicennica drobna albo ukwap dwupienny, czy goryczel jastrzębcowaty i hołoszeń główkowaty. A także, wcale a wcale nie zadzierający tak wysoko głowy, rajgras wyniosły.
Na dziś to wszystko. Przykładów jest o wiele więcej, więc warto wertować w domu atlasy botaniczne. Warto zabrać ze sobą na szlak ich mniejsze, podręczne wersje. Nawet jeżeli nie uda nam się zidentyfikować poprawnie znalezionego kwiatka, mamy szansę odkryć ukryte perełki języka polskiego.
Używam również nazw świętokrzyskich roślin w celach nieco mniej chwalebnych… Ale o tym może innym razem.