Buk i jodła, korony drzew
Buk i jodła. Nierozłączna para w Łysogórach

Zamiast wstępu

Wszystko, co zostanie opisane poniżej jest tylko przytoczeniem przebiegu wydarzeń, w których uczestniczyli Hania i Krystian. W żaden sposób nie oznacza akceptacji i zachęty do takich zachowań. Wręcz przeciwnie. Należy unikać ich naśladowania i postępować zgodnie z ogólnie przyjętymi regułami.

Akt 1

Wspomniana para przyjaciół, po kolejnej już wizycie na szczycie Łysej Góry, schodziła po kamienistej ścieżce wzdłuż czerwonego szlaku, prowadzącego ze Świętego Krzyża w kierunku Trzcianki i przystanka autobusowego. To jedna z najpiękniejszych, najbardziej dzikich, a zarazem udostępnionych do zwiedzania części Świętokrzyskiego Parku Narodowego.

Zostawili za sobą powaloną mamucią jodłę, podziwiali stojące pomnikowe okazy tego gatunku oraz towarzyszące im okazy buków. Krótko mówiąc delektowali się powagą starej puszczy. Powagą której nie śmieli zakłócać.

Po szlaku w przeciwnym kierunku truchtało kilka osób.

– Dawno nie biegałam – skomentowała po chwili Hania, z wyraźnie słyszalną nutą żalu w głosie.

– Pal licho powagę puszczy! – pomyślał Krystian, a na głos powiedział – Gonisz! – trącając Hankę w rękę, po czym rzucił się do ucieczki zbiegając żwawo w dół.

Dziewczyna podjęła wyzwanie i zwinnymi ruchami znalazła się przy koledze, który zmienił taktykę, zatrzymał się i próbował uników w miejscu. Na próżno!

– Gonisz! – krzyknęła, rewanżując mu się pacnięciem i zaczęła oddalać się szybko… z powrotem w kierunku świętokrzyskiego klasztoru.

– Rany! Ale nie biegnij z powrotem pod górkę, chcesz nas zabić??! – na poważnie oburzył się głęboko już oddychający Krystian, który najwidoczniej także dawno nie biegał.

Nagły atak śmiechu Hanki prawie pozwolił mu na zmianę berka, ale dziewczyna wymsknęła się sprytnie spod jego dłoni i przebiegła obok. Tym razem w dół, ku wyraźnej uldze chłopaka.

Akt 2

Widziani wcześniej biegacze nie byli jedynymi na trasie. W miejscu, gdzie odcinek szlaku z wąskiej kamienistej ścieżki rozszerzał się na dobre dziesięć metrów, zobaczyli kolejnych nadciągających od Trzcianki.

Jeden z nich, widząc dziewczynę uciekającą przed zdyszanym mężczyzną, z groźną miną zastąpił Krystianowi drogę, jednocześnie kierując pełne opiekuńczości spojrzenie na Hanię.

– Masz jakiś problem z tym gościem? – spytał jej wyraźnie sztucznie zniżonym głosem, po czym mrużąc oczy w sposób w jego mniemaniu groźny, popatrzył na Krystiana.

Ten, spojrzał na Hankę, potem na jej obrońcę i mógł udzielić tylko jednej odpowiedzi na tak postawione pytanie:

– Gonisz!

Chłopak, uderzony przez Krystiana w ramię z nieco większą niż było potrzeba siłą, stał jeszcze przez kilka sekund z głupią miną, ku wielkiej uciesze swoich towarzyszy i dwójki przyjaciół.

Po chwili rozpętało się istne pandemonium. Wśród powszechnych śmiechów i krzyków, Hania, Krystian i grupka biegaczy rozpoczęli szaleńczą gonitwę, wymieniając się co rusz statusem berka. Bez znaczenia już było czy uciekano pod górę czy w dół, choć Nasza para znajomych nurkując i wymykając się usiłującym dotknąć ich dłoniom, cały czas pilnowała i pokrzykiwała, by nikt nie wybiegał poza szlak, na teren puszczy.

A wiekowe jodły oraz buki pełne powagi niewzruszenie stały i patrzyły, nie oceniając. Zupełnie inaczej niż oczy nowego przybysza, który pojawił się niezauważony przez nikogo.

– Co tu się dzieje?! – odezwał się donośnym, jak najbardziej naturalnym, niskim głosem, nowy aktor na scenie.

Wszyscy zastygli w bezruchu i patrzyli niespokojnie na insygnia strażnika parku. Zapanowała grobowa cisza.

Akt 3 vel Epilog

– Co to za krzyki i zabawa?! – Przybysz kontynuował niskim głosem – Biegacie jakby oblazły was mrówki! Nie wiecie jak należy się zachowywać w Parku Narodowym? Tak wariować to możecie u siebie na podwórku. Tu najważniejsze są one – grzmiał wskazując na pełne powagi pomnikowe drzewa. – Tu najważniejsza jest puszcza!

Po chwili podszedł bliżej i stanął przed Hanią i Krystianem, którzy znaleźli się obok siebie pośrodku grupki zabawowiczów, stojących teraz sztywno z opuszczonymi głowami:

– A wy? Ja was skądś kojarzę… Tak, jesteście tu przecież częstymi gośćmi. To ja mam was uczyć regulaminu Parku? Jaki przykład dajecie innym? No i co? Nic nie powiecie? – zakończył, kierując dłoń w ich stronę.

Ci, spojrzeli na siebie, potem na wyciągniętą przed nimi rękę i mogli udzielić tylko jednej odpowiedzi na tak postawione pytanie:

– Gonisz!

Koniec

Hanię i Krystiana poznaliśmy w tej oto opowieści z Ponidzia, która pewnie nie powstałaby gdyby ktoś inny kierował wtedy terenowym autem. Ale, że kierowała Hania…

Trzciankowa Galeria